Działający, stary projektor filmowy
źródło: unsplash.com, autor: Jeremy Yap

Sherlock Holmes (2009). To kino o XIX w. z choreografią o 200 lat późniejszą

Spoglądamy na obraz spod ręki reżyserskiej Guya Ritchiego, w którym legenda najlepszego detektywa wszech czasów (nie, nie Batmana) mierzy się z moją wizją XIX-wiecznego bohatera. Tego ostatniego w tym filmie już nie ma, za to jest fajne, wartkie kino akcji. To będzie możliwie krótka recenzja, bo krótko można podsumować ten film:
To nie jest opowieść detektywistyczna. To Holmes przygodowy robiony na modłę Indiany Jonesa.
Dobrze, ale co to de facto znaczy? Oto obraz, którym Guy Ritchie (reżyser) przemodelowuje charakterystyczną wizję bohatera Arthura Conan Doylea z dystyngowanego, wyrafinowanego i eleganckiego bohatera angielskiej arystokracji na walczącego, skaczącego, pełnego werwy awanturnika. Z tym zastrzeżeniem, że główna cecha charakteru Sherlocka Holmesa zostaje tu nienaruszona. To nadal wyśmienity, dedukujący i rozwiązujący zagadki bohater.

Historia

Obraz zabiera nas do Londynu II połowy XIX wieku. Oto miasto, stolica imperium kolonialnego, w którym żyje elita współczesnego świata. Wśród tej mieszaniny znajdujemy oczywiście Sherlocka Holmesa i jego wiernego przyjaciela dra Watsona. Główną rolę odgrywa tutaj Robert Downey Jr. towarzyszy mu jako Watson Jude Law. Obaj bohaterowie szybko przekonują się, że ich najbliższe dni nie będą łatwe. Sławny detektyw, wykorzystując swoje nieprzeciętne umiejętności dedukcji oraz intelekt, staje do walki z liderem kultu, w którym znajduje godnego siebie przeciwnika. Film zaczyna się próbą przerwania rytualnego mordu, po którym intryga się tylko zacieśnia, by w końcu nabrać niemal komicznego wymiaru. Nie chcąc zdradzać linii fabularnej powiem, że trąci w pewnym momencie sztampą i lekką przesadą, ale od razu zaznaczę, że cały ten film taki jest. Dla niektórych to może być nawet zaleta.

Daleko od pierwowzoru

Na pewno scenariusz nie spodobałby się Conan Doylowi. No, ale na nasze, dwudziestopierwszowieczne realia jest dobry. Jak też wspomniałem, awanturniczy. Oto Watson i Holmes nie są, jak w większości adaptacji powieści detektywistycznych, biernymi obserwatorami pewnej historii, są uczestnikami wartko biegnących wydarzeń, w których jest dużo – bijatyki, wartkich zwrotów akcji. zmian lokacji. Holmes to postać, którą na pewno Robert Downey Jr. lubił grać. Mam takie wrażenie, że pasują mu bohaterowie aroganccy, intelektualiści ze świadomością swojej wyższości umysłowej. Ekhmm… Tony Stark. Jednak nie każdemu będzie się podobał taki twór. Holmes Downeya i Ritchiego jest po prostu niezwykle arogancki. To już jednak pozostawię do odbioru widzom. Mnie w niektórych momentach irytował mimo, że był grany dobrze.

Dialogi

To jest też zabawny film. Nie mam nic do zarzucenia zarówno oryginalnej, angielskiej wersji rozmów, jak i polskiemu tłumaczeniu. Obaj główni bohaterowie, jak i postacie z którymi współtworzą tę historię, mówią przekonująco. Nie brakuje w ich wypowiedziach sarkazmu, docinek wobec siebie nawzajem. Buduje to fajną, żywą relację o którą oparty jest ten film.

Obraz i dźwięk

Co mi się na pewno podobało, to pewna groza, która bije z tego obrazu. To kino nie jest estetycznie piękne. Praktycznie tylko, gdy na ekranie jest Irene Adler (w tej roli piękna Rachel McAdams) Londyn jest do oglądania. I Holmes i Watson są po prostu antypatycznie ucharakteryzowani w tym filmie. Obraz narracyjnie spaja się z przygodami bohaterów też dzięki kolorom. Gdy ma być groza jest groza, gdy ma być lekko, jest lekko, gdy tempo akcji spowalnia rodzi się ten spokój też w gamie barw, które otaczają bohaterów. To nie jest łatwe do uzyskania a się udało Potem jest muzyka. I tu dochodzimy do pewnego zgrzytu, bo jej praktycznie nie pamiętam a oglądałem ten film raptem dwa dni temu. Była praktycznie nieistniejąca. W ogóle dźwięk tego filmu (ambienty) nie istnieją.

Werdykt

To jest kino szybkie, wartkie, rozwojowe i nawet jeśli trochę brakuje mu zacięcia w finale ogląda się ten obrad dobrze. Widać w nim pewne przemyślenie całej opowiadanej historii, które – może i nie do koca się udało – ale wystarczy. Gra aktorska jest na dobrym, „brytyjskim” poziomie. Nie ma czego się przyczepić i mogę polecić ten obraz na wieczór lub popołudnie dla relaksu.

You may also like...

You cannot copy content of this page