Zbliżenie na obiektyw filmowy lub fotograficzny
źródło: unsplash.com, autor: Jorge Salvador

Ten film powstawał 14 lat. „Nadejdą lepsze czasy” Hanny Polak

Wybrać się do Moskwy, chyba z dwa razy w roku, by spędzać z kamerą kilka tygodni wśród śmieci? I tak robić przez dekadę swojego życia. Nie ma na świecie wielu reżyserów gotowych na takie poświęcenie. Jest w Polsce Hanna Polak, której obraz „Nadejdą lepsze czasy” właśnie tak powstał. To nie jest łatwe kino, to nie jest proste kino, to nie jest kino… to życie. Tak podsumowałbym ten film, który miałem okazję oglądać w towarzystwie samego montażysty omawianego obrazu. Ale powoli, skoro to ma być recenzja, to podejdźmy do niej poprawnie. Zacznę od historii opowiedzianej przez Hannę Polak w tym publikowanym w 2014 r. dokumencie.

Śmieci

Obraz zaczyna się widokiem największego, pełnego nędzy i rozpaczy, wysypiska Europy. Góry śmieci. Odnalezione wśród tych odpadów – bo inaczej nie można powiedzieć – zostaje ludzkie ciało. Wśród płonących gór resztek pozostawionych przez jedno z największych miast Europy tłoczą się ludzie. Widzimy kilka osób, potem kilkanaście. Przesuwają się od lewej do prawej sylwetki… Ktoś coś mówi. Dopiero po chwili widać w oddali miasto. Bloki. Głos staje się wyraźniejszy. Rosyjski.
Hanna Polak opowiada nam w kilku odsłonach historię rosyjskich „mieszkańców” złomowiska i śmietniska pod Moskwą. Oto obraz życia tej drugiej Moskwy. Ludzie-wyrzutkowie, których miasto nie chce, którym wypadki potoczyły się tak, że stali się bezdomni. Wśród nich grupka dzieci a między tymi młodymi „śmieciami” żyje Jula (Yula).
Dziecko kiedy zaczyna się akcja. Nastolatka w trakcie filmu. W końcu kobieta… w końcu matka.

Konstrukcja

Obraz opowiada dziesięć lat z życia Juli, najpierw na wysypisku, potem w innych momentach jej egzystencji. Narracji osobnej tu nie ma, trudno ją bowiem liczyć od wstępu reżyserki na samym początku. Co kilkanaście minut tylko pojawia się proste, napisane na ekranie zdanie. Ile Jula ma teraz lat. Cała reszta tej historii toczy się monotonnym rytmem, który się rozwija, czasami zwija, ale jedno jest pewne, nigdy nie zawodzi. Powaga w tym dokumencie po prostu nie pozwala się nudzić. Trudno bowiem o bardziej autentyczny film. Dokument powstawał przez wiele lat i zmieniał się wraz z Rosją. Zobaczycie w tym dokumencie to jaka potrafi być „mateczka” (jak zwą ją Rosjanie), gdy w końcu okaże się, że nic się nie liczy, ludzie się nie liczą. Dla Was będzie się liczyć w końcu tylko nasza bohaterka. Urzekło mnie w tym obrazie jak subtelnie można opowiadać o emocjach prostych ludzi. Zarówno reżyserka, jak i towarzyszący jej w tym Marcin Bastkowski (montażysta) potrafili dobrać elementy języka filmu do scen. Jest to bardzo dobry przykład drobiazgowej pracy, godnej najwyższego wyróżnienia. Bastkowski w czasie dyskusji jaką odbyliśmy z nim po seansie podkreślał, że pracował nad tym dokumentem dwa lata i przesiąkł życiem bohaterów. Co więcej podzielił się z nami kilkoma tajemnicami, których w filmie nie zauważymy. Choć obraz ma finalnie pozytywny przekaz, to nie każdy z mieszkańców wysypiska dożył pozytywnego końca.

Co przemyca się w tym filmie?

Nie ma w tym obrazie gry aktorskiej, bo to dokument. Jest za to autentyzm, którego nie da się wykreować w produkcji fabularnej. Jest odrobina kłamstwa, jest odrobina ironii, które amplifikują finalne doświadczenie życia Juli. To wzruszająca i piękna historia, którą warto poznać. W tym filmie jest wybitne doświadczenie egzystencjalne, którego nie łatwo doświadczyć w żadnym innym gatunku audiowizualnym. Stąd moja krótka recenzja, ale wieńczona mocną, ważną prośbą. Oglądajcie te filmy. Ten i np. „Dzieci z Leningradzkiego” (także Hanny Polak). Oglądajcie dokumenty, bo to dramaty, które nadają filmom lepszego, bardziej emocjonalnego wyrazu i zmuszają do zastanowienia. Polegam gorąco tę godzinę i 50 minut. Nie można od tego obrazu odejść bez refleksji, a o to w kinie chodzi. Polecam: Wywiad z Hanną Polak na serwisie YouTube

You may also like...

You cannot copy content of this page