Opowieść, jakiej nie było
Lee zabiera nas w scenariusz autorstwa Davida Magee, ale pierwowzór tej historii to książka Yanna Martela. Osią wydarzeń jest życie młodego indyjskiego chłopca, który – już jako dorosły człowiek – opowiada swoje życie dziennikarzowi. Dowiadujemy się, dlaczego przypisał swojemu imieniu znaczenie liczby Pi, dlaczego jego życie w młodości było wypełnione szukaniem boga, jak poszukiwał zrozumienia i absolutu w rodzinnych Indiach. Co ciekawe przez chwilę obrazu jest i hinduistą, i katolikiem, i muzułmaninem. Zwracam uwagę, że podtekst religijny tego obrazu jest bardzo ważny w przekazie. Warto zwrócić na niego uwagę.
Kadr z „Życia Pi”, dystrybucja w Polsce: Imperial Cinepix
Wrażenie ogólne
Jest w tym obrazie coś bardzo nienaturalnego i nie tylko dlatego, że ścierają się w nim życie realne z doświadczeniem niemal mistycznym bohatera. Jest tu dużo podtekstów, dużo nietypowych przejść (przenikania kadrów, mocne kolory, efekty specjalne). Jest w tym obrazie pewna głębia metafizyczna. Buduje ją (już wspomniana) religia i przekonanie narratora – Pi – że świat ma w sobie coś więcej, niż tylko życie, popędy, doświadczenia.
Kadr z „Życia Pi”, dystrybucja w Polsce: Imperial Cinepix
Aktorzy
Rolę Pi odgrywa aż trzech aktorów, co naturalnie jest podyktowane pokazaniem w historii dzieciństwa, młodości i dojrzałości postaci. W najmłodszych latach, i dość epizodycznie niemal, Pi grany jest przez Ayusha Tandona. Gra on jak na dziecko przystało, dość przekonująco, zgrabnie, przejrzyście. Potem jego miejsce zajmuje Suraj Sharma, któremu „Życie Pi” otworzyło karierę zawodową i jest dlaczego. Sharma gra bardzo dobrze. Trzyma on tę postać, a ona trzyma obraz. Dlaczego? Bo to on gra w newralgicznych momentach na łodzi. W końcu zamyka narrację obrazu Irrfan Khan (inne role: „Wojownik” 2001, „Imiennik 2006”, „D-Day” 2013). Doświadczony aktor, którego kreacja Pi dodaje postaci dorosłości.
Kadr z „Życia Pi”, dystrybucja w Polsce: Imperial Cinepix
Tygrys i inne zwierzęta, Oskar za 3D
To właśnie te sceny nadały temu filmowi jego legendy. Nie boję się tego powiedzieć, bo życie Pi to obraz obrosły pewnym mitem. Historia, alegoria, do której dochodzi na łodzi, na środku oceanu, wzbogacona żywymi kolorami i akcentami nadaje „Życiu Pi” głębi. I tylko od widza zależy, jak głęboko to przesłanie filmu dotrze. Czy sięgnie twojego sumienia? Czy nada nawet nowego znaczenia twojemu życiu? Podobno i taki odbiór tego obrazu się zdarzał. Nie mogę tu nie powiedzieć o efektach specjalnych. Towarzyszą nam od początku filmu i o ile w sekwencji otwierającej uderzyło mnie, że część zwierząt po prostu rusza się koślawo (niepłynna animacja) to z biegiem czasu wszystko się poprawiło. Może to moje oko, które po roku zajmowania się animowaniem i szerokopasmowy 3D się wyczuliło, a może to 6 lat postępu w dziedzinie. W każdym razie, gdy zaczęły pojawiać się przeplatanki (ujęcia, w których bohaterowie nagrani łączą się z CGI) film nabrał znacznie milszego „wydźwięku dla oka”. W końcu „Życie Pi” to Oskar za efekty specjalne. Tej nagrody nie dostaje się za nic.Zdjęcia
Nie byłoby tego obrazu, gdyby nie fenomenalne zdjęcia Claudio Miranda, także Oskar. Nie byłoby, gdyby nie dobór kolorów i montaż. „Życie Pi” nabiera dzięki tym dodatkom sporo wspaniałej, głębokiej, życiodajnej głębi. Polecam oglądać ten film każdemu, kto chce zrozumieć, jak opowiadać kolorem. P.S. Do tego przyda się dobry, szeroki ekran. Ja niestety ie miałem tego komfortu.Metafizyka
I w końcu trzeba powiedzieć o przesłaniu, jakie niesie ten film. „Życie Pi” to bowiem nie jest opowieść o żeglowaniu po oceanie rozbitka z Indii i nie jest to film o towarzyszącym mu tygrysie. To opowieść o człowieku i jego głębokiej, pełnej tajemnic naturze, o tym jak się zachowujemy, gdy przychodzi się zmierzyć z ciemną stroną człowieczeństwa. To obraz pytający o dobro i zło, w kontekście życia i boga.
Kadr z „Życia Pi”, dystrybucja w Polsce: Imperial Cinepix
Dodaj komentarz