Dłoń trzymajaca w ręku pilota od telewizora
źródło: unsplash.com, autor: Erik Mclean

Polskie media i ich skażenie. Casus TVP

Przez nasz kraj przetaczają się często polityczne burze. To partia X ma coś do partii Y, to partia Z chce czegoś od polityka W a ponadto wytyka się to i owo co dwie godziny. Nie będę się na tym blogu często rozwodził nad tymi tematami, bo ma to tendencję do antagonizowania społeczności… jakiejkolwiek. Dwa, nie po to jest ten blog. Ten wpis natomiast będzie po części polityczny, choć postaram się by nie padały w nim nazwiska konkretnych aktorów „cyrku” przy Wiejskiej.

Spojrzenie na media

Od bardzo długiego czasu obserwuję jedną konkretną grupę instytucji życia społecznego w naszym kraju z wielką uwagą. Więcej, miałem przyjemność się w niej szkolić, co tym bardziej będzie dla mnie bolesne. Nie będę bowiem stronił od krytyki. Po pierwsze, musimy sobie zdefiniować pojęcia, by potem nie popadać w histeryczne oskarżenia.

Media społeczne. Tak społecznie nie społecznościowe

Pod tym stwierdzeniem kryją się media niekomercyjne w każdym systemie medialnym. To przede wszystkim instytucje zarządzane przez podmioty pozarządowe (fundacje, uniwersytety, stowarzyszenia) stawiające sobie za cel informować i edukować społeczeństwo. W ich działalności nie chodzi o zysk. Dobrymi przykładami mediów publicznych mogą być media katolickie w Polsce. Specyficzną gałęzią wśród tych mediów są podmioty publiczne. To one są w centrum naszej polskiej debaty o której za chwilę.

Media społeczne, publiczne

To właśnie Polska Agencja Prasowa (PAP), Rozgłośnie regionalne i ogólnopolskie stacje Polskiego Radia oraz, bogu ducha winna swojej sytuacji TVP, czyli Telewizja Polska są w Polsce stricte publiczne. To podmioty zarządzane przez państwo, które definiuje tzw. misja. Rozumiana jako pewna powinność edukacyjno-wychowawcza wobec społeczeństwa mediów i kraju. W odróżnieniu od ogółu mediów społecznych te są usytuowane w zestawie narzędzi państwa i stały się kością niezgody od kiedy tylko nasz kraj stał się III Rzeczpospolitą Polską.

W czym tkwi problem?

Każdy kto obserwuje życie polityczne w Polsce zauważy, że każda opcja rządząca przejmowała media publiczne. Jedne rządy robiły to szybko, jak Prawo i Sprawiedliwość (PiS) w 2005 roku. Przypomnę, że doszło wówczas do nowelizacji ustaw o mediach praktycznie w kilkanaście godzin. W 2015 roku też zrobiono to bardzo szybko, choć mniej spektakularnie. Żeby nikt mi nie zarzucał stronniczości Platforma Obywatelska (PO), z racji wielu lat sprawowania władzy, o wiele wolniej, ale metodycznie przejmowała TVP, Polskie Radio i ich oddziały terenowe. Nie ma co się łudzić telewizji regionalnych też upolitycznienie dotyczy. Kiedyś na studiach rozważaliśmy ten problem i konkluzja naszych rozmów w ramach zajęć była zawsze taka sama. – Brakuje woli politycznej do uporządkowania tego problemu. Ja widzę to po części tak jak lata temu spoglądałem na media wraz z kolegami ze studiów politologicznych, a jednym ale. Mam wobec polskiej klasy politycznej wielki zarzut, a koronnym jest że nie potrafiła i nie potrafi, i nie będzie potrafić uporać się z tym problemem. Dlaczego? Bo sama jest skażona tym samym „grzechem pierworodnym” jaki ciąży na wielu sferach życia polskiej sfery publicznej. Ja nazywam to „niezależnym imperatywem komunistycznym”. To nie jest pojęcie naukowe, to raczej pewna konstrukcja, którą staram się wyjaśniać zastane problemy życia pokoleń dorastających w PRL.

Komunizm został, nawet w swoich przeciwnikach

Daleki jestem od oceniania tego czy system PRL był dobry, czy zły, czy był pożądany, czy też nie. Jak wszystko miał dobre i złe strony, ma dobre i złe konsekwencje w życiu ówczesnej nam Polski i jej społeczności. Jest faktem historycznym i jest faktem w głowach tych, którzy go przeżywali. I to właśnie w tym jest problem w spojrzeniu ówczesnej klasy politycznej na media publiczne.

Nigdy media w Polsce nie były nasze

O ile Polskie Radio powstało w okresie międzywojennym (18 sierpnia 1925 r.) to już Telewizja Polska jest tworem epoki komunizmu, czy raczej realnego socjalizmu nad Wisłą. Tak w przypadku radia, przypomnę, że powstało na rok przed Zamachem Majowym, po którym II RP nie była ani demokracją, ani krajem wolnym. Telewizja Polska nie miała nawet tyle szczęścia. Efekt? Ani jeden, ani drugi podmiot nigdy nie były wspólnotowe. Zawsze były komunistyczne i tak też się stało po transformacji ustrojowej. W ujęciu polskich elit politycznych media publiczne zawsze są czyjeś, nigdy nie są nasze (w sensie szerszym niż moje). I to ich największa tragedia. Zawsze przytaczam tu przykład BBC (ang. British Broadcasting Corporation), która uchodzi za wzór mediów krajowych, stroniących od polityki i zachowujących względną niezależność. Tu też zwracam uwagę, że BBC nigdy nie była czyjaś, a już na pewno nie była państwa, czy opcji A bądź B. BBC powstała bowiem w chwili, gdy radio się tworzyło, niezależnie od władzy królewskiej, parlamentarnej, czy jakiejkolwiek innej. Sama z siebie i w tym jest jej największa siła. Obawiam się, że tylko takie powołanie do istnienia podmiotów mediów publicznych dało im lub dałoby im realną niezależność, której w Polsce niestety nie zapewni ani takie, czy inne finansowanie, ani tak, czy inna forma ustawy, etc. Polskiemu Radiu i Polskiej Telewizji życzę najlepiej, nawet jeśli konieczne dla ich wyzwolenia z okowów polityki będzie ich reforma od gruntu w górę dokonana nie przez polityków a przez „kataklizm społeczny”. O nim raczej nie publicznie.

You may also like...

You cannot copy content of this page