Agent Jej Królewskiej Mości od siedmiu boleści, czyli powrót Johnnego Englisha
Agent, jakiego nie ma żaden inny kraj. Tylko Wielka Brytania może pochwalić się Englishem… Johnnym Englishem.
Odwiedziłem we wrześniu kino raz. Jakoś popchnęło mnie w stronę komedii, bo nie będę ukrywał, że repertuar pierwszego jesiennego miesiąca tego roku był… słaby. Na szczęście ten film potrafił trochę zrekompensować braki światowej kinematografii. Na jesieni bowiem na wielkie ekrany multipleksów wrócił Rowan Atkinson w, kultowej już chyba roli, agenta od siedmiu boleści.
Był chyba tylko jeden moment, w którym de facto się nie zaśmiałem, a wiedziałem, że taka była intencja twórców. W jednej z finalnych scen obrazu próbowano widownię rozśmieszyć prostym, nudystycznym gagiem. Nie przypadło mi to ani trochę do gustu. Ale jeden moment filmu na pewno nie może skreślić całego obrazu. Pewnie znajdą się tacy, których ten fragment rozśmieszy.
Czym są filmy z Johnnym Englishem?
To kino, które jest prostym, acz zabawnym, pastiszem Jamesa Bonda i serii filmów z Ethanem Huntem. Tych drugich już praktycznie nie mogę ścierpieć, bo ilość absurdów w jakie producenci pakują Toma Cruisea już dawno przestałą mnie interesować, bawić, czy pociągać. Tym bardziej z ciekawością zobaczyłem nowe brytyjsko-francusko-amerykańskie kino, w którym nie ma tego szaleństwa. Jest za to jeden z moich ulubionych brytyjskich komików. Czyli niezastąpiony Jaś Fasola, Rowan Atkinson.
Kadr z obrazu „Johnny English: Nokaut”, dystrybutor: Universal Studios Entertainment
Zarys fabularny
Scenarzysta William Davies i reżyser David Kerr zabierają widzów na prawie półtoragodzinną przygodę w Wielkiej Brytanii, w której MI6 (brytyjski wywiad) nie jest tak fenomenalną organizacją, jakiej się spodziewany w Casino Royale (2006), czy Spectre (2015). Oto wywiad, którego agenci poruszają się hybrydowymi samochodami, którego siła ma leżeć w doskonałym przygotowaniu cyfrowym… Tylko, że ten sam wywiad pozwala włamać się do systemu Wielkiej Brytanii hakerowi, który z łatwością odbiera mu dane, paraliżuje Londyn, niszczy kluczowe systemy całego kraju. Oto jedna z najpotężniejszych gospodarek świata pada ofiarą technologicznego geniusza, którego pokonać może tylko… podstarzał już, staroświecki i nieco old schoolowy agent. Premier Wielkiej Brytanii wzywa na odsiecz swojego jedynego agenta, emeryta – uczącego obecnie „agentowego” fachu w szkole dla młodzików – Johnnego Englisha.Humor
Nasz bohater dostaje co może by poradzić sobie z zagrożeniem. Oczywiście odrzuca zabawki technologiczne, bo skoro przychodzi mu mierzyć się z cyfrowym geniuszem, warto postawić na stare, sprawdzone sposoby. Nie brakuje w filmie gagów związanych z klasyką filmów szpiegowskich. Jest do tego piękna radziecka agentka. W roli Opheli Olga Kurylenko. Humor w tym filmie to trochę prostej, sytuacyjnej zabawy, dużo gagów dialogowych, sporo komedii pomyłek – włącznie z odpaleniem rakiety atomowej przez nieumyślne przyciskanie klawiszy na telefonie komórkowym – i dużo lekkiego brytyjskiego humoru. Nie ma tu absurdów na poziomie Monthy Pythona, ale jest dość lekko, by nie zabijać poziomem abstrakcji. Dokładnie tak jak lubią widzowie. Nie można nie powiedzieć o dobrej roli głównego aktora. Odgrywający od lat Jasia Fasolę komik, król brytyjskiego komizmu Rowan Atkinson odgrywa swoją rolę bardzo, bardzo dobrze. Z wrodzoną wręcz naiwnością. Wtóruje mu do tego Ben Miller, który odgrywa rolę przybocznego Bougha.
Kadr z obrazu „Johnny English: Nokaut”, dystrybutor: Universal Studios Entertainment