Drzewa Valinoru, czyli Laurelin i Telperion, źródło grafiki: Julia Pelzer/wikimedia.org/CC BY-SA 3.0
Drzewa Valinoru, czyli Laurelin i Telperion, źródło grafiki: Julia Pelzer/wikimedia.org/CC BY-SA 3.0

Dzień Czytania Tolkiena

Kilka akapitów, które kończę stwierdzeniem, że Tolkien wielkim, chrześcijańskim pisarzem był. To taki dzień, o którym praktycznie zapomniałem. 25 marca przypada światowy Dzień Czytania Tolkiena. Podzielę się więc z wami moją krótką historią z twórczością Brytyjczyka. Z naciskiem na końcu na refleksję. Jego dzieła odegrały wielkie znaczenie w historii literatury XX w., w rozwoju fenomenu jakim jest fantasy. I warto powiedzieć o podskórnych sprawach, jakie tworzą te dzieła, a o których wielu nie wie. Zacząłem czytać Tolkiena w wieku… mniej więcej 12 lat. Pamiętam, że musiałem być w gimnazjum lub w końcowych latach szkoły podstawowej. Zacząłem oczywiście od „Hobbita”. Potem był „Władca”. Po głównym dziele kupiłem „Silmarillion”, by w końcu raz jeszcze zanurzyć się we „Władcy”. Nie minęło liceum a miałem za sobą całą lokalną bibliotekę, w której brakowało tylko dwóch dzieł Tolkiena: ostatniego tomu „Niedokończonych opowieści” i „Przygód Toma Bombadila”. Ta ostatnia może i była w zasobach lokalnych czytelni, ale przyznam się – bez wstydu – nigdy nie zapałałem do Toma jakimkolwiek uczuciem. Uważam tę postać za nietrafionego bohatera w twórczości mistrza. Bywa, że i najwięksi się potkną. Tolkiena uwielbiam. Uważam jego twórczość za jeden z najbardziej przemyślanych, dopracowanych, koherentnych i wiarygodnych światów, jakie są w dyspozycji fantasy. Tolkiena po prostu trzeba czytać, by zrozumieć wszystko co może zaoferować współczesna, nasza kultura. Archetypy, jakie są w grach, w powieściach, we współczesnej twórczości, i fantasy, i science fiction, po prostu wymagają jego znajomości.

Anatomia dzieła w nowym zwiastunie „Tolkiena”

By podać tylko jeden przykład. Elfy nie byłyby tym, czym są w Zapomnianych Krainach (cykl powieści spod ręki różnych autorów, kojarzony z postacią twórcy kampanii AD&D Eda Greenwooda), gdyby nie Tolkien. Nie byłyby tym czym są w twórczości postapokaliptycznej Philip Mazza, gdyby nie Tolkien. Nie znalazłyby się w polskiej twórczości Andrzeja Sapkowskiego, gdyby nie Tolkien. W końcu nie byłoby cytatu z Terryego Pratchetta, gdyby nie elfy Tolkiena:
„Elves are wonderful. They provoke wonder. Elves are marvellous. They cause marvels. Elves are fantastic. They create fantasies. Elves are glamorous. They project glamour. Elves are enchanting. They weave enchantment. Elves are terrific. They beget terror. The thing about words is that meanings can twist just like a snake, and if you want to find snakes look for them behind words that have changed their meaning. No one ever said elves are nice. Elves are bad.”

Terry Pratchett

Nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem tolkienofilem. Od wielu lat nie sięgnąłem po twórczość tolkienowską. Filmy odcisnęły też swoje piętno na mojej percepcji tego świat. To chyba źle, bo średnio pamiętam już, jak wyobrażałem sobie całość podróży Froda i jego towarzyszy do Mordoru, gdy byłem dzieciem. Widzę też renesans na Tolkiena, który co kilka lat wraca do popkultury. Czy to dobrze? Pewnie tak. Wolę, by ta twórczość była żywa. Jedno jednak muszę podkreślać. Ludzie wydają się zapominać, co popchnęło Tolkiena do opisania wielu z jego wymyślnych i imponujących opowieści. A była to wiara. Tolkien, urodzony w 1892 r., był katolikiem od 1900 roku. W ostatnich miesiącach XIX w. jego matka Mabel Tolkien przechrzciła się na wiarę rzymską. Kosztowało ją to konflikt z rodziną, ale zapewniło jej synom – w tym Johnowi R. R. Tolkienowi – wykształcenie i dorastanie w wierze. Sama Mabel zmarła w 1904 r. i poleciła, by jej dzieci trafiły pod opieką kościelnych dygnitarzy. Tolkien dorósł i do końca życia, o ile wiem, był członkiem Kościoła. Miał on wielki wpływ na jego twórczość. Już w pierwszych zdaniach „Silmarillionu” można dostrzec ewidentne nawiązania do mitologii chrześcijańskiej. Wystarczy, by zauważyć, że świat Tolkiena, jest monoteistyczny (w aspekcie kosmologicznym). Tylko Arda, jako planeta może być postrzegana politeistycznie, a to i tak pewne nadużycie. Do tego dochodzi geneza zła w świecie tolkienowskim, która jest analogiczna do Szatana, którego pierwotny grzech to Pycha. W przypadku Merkola – Morgotha Bauglira, upadłego Valara, była to Chciwość. Tolkien tworzy też swój świat antagonizując, budując duopol dobra i zła, tak widoczny w jego bohaterach. I to moje główne zastrzeżenie do jego twórczości. Śródziemie jest niezwykle łatwe do skatalogowania. Mimo to, jest to element jego czaru, który łapie nasze serca, tworzy magię, o którą opieramy się czytając wielkie dzieła Mistrza.

You may also like...

You cannot copy content of this page