„Przeklęta”, czyli co? Recenzja serialu z Netflixa
Kiedy subskrybowałem Netflixa zdawałem sobie sprawę z faktów. Główny jest taki – ilość treści możliwej do zobaczenia w serwisie, jest po prostu oszałamiająca. „Przeklęta” (ang. Cursed) to serial w miarę nowy i dlatego też ciekawy. Zobaczmy, czym je się tę mieszankę Franka Millera i Toma Wheelera.
Rys fabularny
Zaczynamy w dość konwencjonalnym środowisku, jak na fantasy. Oto Brytania w okresie między wycofaniem się z tego krańca świata Rzymian, a dotarciem do tego zakątka świata Normanów, czy może Sasów? Tak chyba tych drugich. Klasyczna rzeczywistość legend arturiańskich, ale wzbogacona o kilka współczesnych problemów. Całość stylizuje się na okres przed sławnym szukaniem i wyciąganiem legendarnego miecza ze skały. Oto krajem włada Uther, doradza mu Merlin (w tej ważnej roli 40-letni Gustaf Skarsgård). Z tą różnicą, że osławiony mag nie włada już przepotężną magią. W środku tego kraju żyją baśniowe istoty, określane mianem Fay. Klasyczni odmieńcy, którzy nie wadzili nikomu aż tu nagle pojawili się fanatyczni paladyni – nomen omen – czerwoni. Chcą wszystkich Fay wyciąć w pień. Oczywiście w imię katolickiego Boga, którego reprezentuje Rzym a.k.a. papież. W środku tego całego zamieszania znajdujemy Nimue (graną przez Katherine Langford). Bohaterkę i młodą dziewczynę, która z jednej strony wśród swoich jest uważana za wyrzutka, by z drugiej być trochę niedostosowaną przedstawicielką swojej rasy. Dość powiedzieć, że nie łatwo jej odnaleźć się w społecznej rzeczywistości. Jej matka – kapłanka osady – stara się ją chronić, choć nie do końca jej się to udaje. Obok Nimue, kreślonych jest szereg kolejnych bohaterów. Uwagę na pewno warto zwrócić na Artura (w tej roli Devon Terrell) oraz na Siostrę Igraine (odegraną przez Shalom Brune-Franklin). Dwa słowa wspomnę także o postaci ojca Cardena, lidera paladynów (w tej roli Peter Mullan) i Płaczącym Mnichu (zagrał go Anglik Daniel Sharman).Odcinki i tempo
Akcja serialu szybko się rozpędza. Pierwszy odcinek pokazuje, że nie zabraknie tu trzech rzeczy. Po pierwsze jest walka, po drugie misja dla głównej bohaterki, po trzecie sporo zamaskowanych konfliktów i problemów współczesnego świata – patrz rasizm, prześladowanie ze względu na odmienność, czy po prostu miłość między przedstawicielami tej samej płci. Po części obecność aktorów o ciemniejszej karnacji kłuci mi się z historycznymi realiami średniowiecznej Europy… ale mniejsza. Mogę na to przymknąć oko.W 10 odcinków Miller i Wheeler włożyli dość dobrą narrację, przeplatające się poprawnie wątki.Wszystko to daje dobrą, napędzającą się mieszankę, której nie łatwo coś zarzucić, kiedy chodzi o poprawnie opowiadaną, zagraną historię. W 10 odcinków Miller i Wheeler włożyli dość dobrą narrację, przeplatające się poprawnie wątki. Jeśli mogę się do czegoś przyczepić, to epatowanie tymi już wymienionymi konfliktami. Ale powoli. Najpierw gra aktorska.
Kto serial trzyma w całości?
Serial opiera się o Nimue. W mojej ocenie Katherine Langford nie jest wybitnie uzdolniona, co jednak nie jest żadną krytyką. Gra dobrze, ambitnie, czasami trochę nad interpretuje scenariusz, ale w sumie wychodzi to dobrze. Jej kreacja potrafi wzbudzić sympatię, zwłaszcza gdy jej historia się rozwija i buduje tę postać w tym sezonie. Mniej aprobaty mam dla innych postaci. W mojej ocenie słabo gra serialowy Artur. Terrell po prostu wkłada w swoją ekspresję sporo za dużo. Jego próby nadania postaci szlifu mocnego, wyrazistego bohatera, który ma w środku swoje problemy, nie do końca się udają. Artur wypada sztucznie. Niewiele lepiej gra Brune-Franklin. W jej przypadku postać gubi się po jakiś 5 odcinkach. Gdyby nie drugoplanowość tych ról oboje raczej zatopiliby ten okręt. Za to dobrze grają antagoniści. Postać ojca Cardena, lidera paladynów, Mullan buduje konsekwentnie i z dobrą ambicją. Towarzyszący mu Płaczący Mnich Sharmana to do prawdy, dobry, zgrany duet. No trzeba jeszcze wspomnieć Skarsgårda, który dobrze odgrywa Merlina… W przeciwieństwie do innych osób kreujących tę postać w popkulturze Skarsgårda dał radę nadać magowi swojego wyrazistego charakteru. Merlina powoli polubiłem, zwłaszcza w kontekście ujawnianych blizn, jakie ta postać ma na swoim koncie w tej wersji historii.Jest kilkanaście istotnych scen, w których digital robi swoje. Widać wyraźnie, że chłopaki od VFX dali z siebie co mogli. I o ile w sekwencjach z roślinami, z pojawiającymi się na twarzy Nimue liśćmi to dobrze wygląda – to już jej walka z czworonogami w jednym z pierwszych odcinków śmierdzi tandetnymi efektami na kilometr.